Jak przystało na babski blog, dość szybko zjawia się tu temat miłosnych uniesień.
Miłość (wg mojej ulubionej skarbnicy wiedzy, Wikipedii) to pragnienie szczęścia dla drugiej osoby.
Ale czy na pewno?
Miłość to chyb tylko duże słowo, które w wolnym tłumaczeniu nie oznacza, maniakalnego dążenia do szczęścia drugiej osoby, a właśnie do szczęścia samego siebie, miłość moim skromnym zdaniem jest dość samolubna. Przeważnie zawsze wybieramy w związkach, czy też w relacjach z drugą osobą, które na miano związku nie zasługują "wygodniejszą dla nas pozycję". Kładąc laskę na odczucia drugiej osoby, dążymy do swojej wygodności, no bo i po co iść na kompromis, przecież lepiej pokrzyczeć i zmusić drugą do służalczego oddania i spełniania naszych własnych zachcianek, niż choć przez chwilę być tym dobrym.
No bo właśnie w związku występuję ten wszystko chcący i wszystko mogący pan i władca i ta biegająca służka w za krótkiej spódnisi, bo tak lepiej.
Pewnie drogi czytelniku wyobrażasz sobie tę sytuację, dokładnie dopasowując rolę w ten sposób:
PAN I WŁADCA- silny mężczyzna
SŁUŻKA- mała słaba kobieca istotka
Ale zastanów się dobrze bo naokoło jest dużo odmienionych ról, gdzie biedny facet popierdziela w spódnisi, i słucha swojej pani!
Pomyślisz " Fajnie chłopak ma, taka domina", ale szczerze ma przesrane bo ta kobieta potrafi zniszczyć każdy cal męskości w nim, a on staję się papciem, który sra tęczowymi cukierkami na sam dźwięk telefonu od niej!
Więc szczerze mówiąc najlepiej gdy spotyka się dwoję panów i władców!
Liczę, że niebawem mnie spotka ta sytuacja, przynajmniej nie będzie nam nudno!